Ile razy słyszałaś, że bronzerem się nie opalamy? Nie przyciemniaj się bronzerem, to nie produkt do sztucznego opalania twarzy? … A co powiesz, jak dzisiaj trochę zachwieję tą teorią?
Zima, może nie biała i śnieżna, ale jednak zima, a ja chcę Wam dzisiaj opowiedzieć o kolejnym „oszustwie” zawodowców, a mianowicie o efekcie skóry muśniętej słońcem. Zapewne widziałaś na zdjęciach reklamowych czy w filmie modelki lub aktorki, które wyglądają jakby właśnie zeszły ze słońca. Twarz jest wtedy w specyficzny sposób zaróżowiona.

Gdy spędzisz kilka godzin na słońcu zaczerwienią się „wystające” partie twarzy. Najszybciej i najmocniej „przypieka” się nos i czoło. W drugiej kolejności policzki i broda. Spójrz na zdjęcie, mniej więcej tak to wygląda – jestem pewna, że pamiętasz jeszcze, jak Twoja skóra wyglądała podobnie po dniu spędzonym na plaży.
Już wiesz jak to wygląda, gdy zadziała słońce. Teraz ten sam efekt chcemy osiągnąć w samym środku zimy. Może nie o tak mocne zaczerwienienie nam chodzi, ale bardzo delikatny efekt, które sprawi, że będziemy wyglądać świeżo i tak jakbyśmy właśnie na chwilę wystawiły się na działanie promieni słonecznych. Jest to szczególnie przydatne właśnie teraz, kiedy nasza skóra przybrała odcień szary i ziemisty. Pomoże nam w tym nic innego jak właśnie bronzer. Tylko uwaga, nie każdy bronzer będzie odpowiedni. Musi mieć odpowiedni kolor, bo nikogo nie oszukasz, jeżeli zrobisz to tym samym produktem, którego używasz do modelowania twarzy. Zrobisz sobie w ten sposób krzywdę i właśnie wtedy usłyszysz, że bronzerem się nie opalamy … paradoks prawda.
Ja do tej sztuczki polecam Wam bronzer z oferty Bobbi Brown, Illuminating Bronzing Powder w kolorze Antigua.
Bronzer ten, zawiera sporo czerwonego pigmentu, przez co jest idealny do tego maleńkiego oszustwa. Jak zawsze w makijażu niezbędny jest umiar – zawsze lepiej dołożyć produkt kolejnym muśnięciem pędzla, niż uzyskać efekt indiańskiej, czerwonej twarzy.
Spróbujcie, będziecie zachwycone efektem. Cena to ok.170zl za 8g.