Spotykamy się rano, ale nie za wcześnie – trzeba się w końcu wyspać. Dzień startuje o 10. Oczywiście zaczynamy od śniadania i kawy. W między czasie ustalamy fryzurę, makijaż dopasowany do wizji wszystkich i koncepcji sesji. Właściwie ciężko powiedzieć kto decyduje i czyja wizja jest najważniejsza. Producenci sesji ustalają wspólną wizję z naczelną, dyrektor artystyczną gazety i fotografem. Znaczące jest również zdanie stylistki, bo to ona ma w głowie temat przewodni sesji i w tym temacie nagromadziła kilogramy ciuchów, butów i biżuterii. Jak już wiadomo, w którym kierunku mamy zmierzać po pracy przystępuje fryzjer i makeupista. Nikt nikogo nie pogania, ale wiadomo, że nie może to trwać w nieskończoność. Czas na przygotowania to mniej więcej 1,5-2,5h zależy to ile czynności jesteśmy w stanie z fryzjerem wykonać w tym samym czasie, bo wiadomo, że jak trzeba wyciągnąć włosy na szczotkę – czyli głowa się rusza ja nie mogę pracować. Mogę nakładać np. podkład w momencie gdy zakładane są wałki, ale gdy robię kreską fryzjer musi wstrzymać się z jakąkolwiek pracą – muszą mieć nieruchomą głowę. Gdy skończymy przygotowania, bohaterka sesji (tu Karolina Malinowska) przebiera się i zaczynamy. Kilka próbnych ujęć czy światło jest ok, czy ciuchy dobrze się układają i wreszcie czy makijaż i fryzura dobrze wyglądają na zdjęciu.
Poszła pierwsza seria. Karolina do każdego zdjęcia delikatnie zmienia pozę, robi inna minę. Chwila przerwy, czekamy aż zdjęcia zejdą na komputer. Jeżeli padnie „hasło mamy to, możemy się przebierać”. Idziemy do garderoby i zmieniamy tzw. outfit czyli dany zestaw ciuchów. Wracamy na plan ostatnie poprawki i kolejne 30-50 ujęć.
Gdy zostało już sfotografowanych 5 czy 6 outfitów i pada magiczne zdanie „Mamy to, koniec zdjęć”. teraz już tylko pozostaje czekać na efekty naszej pracy w kioskach. na takiej sesji powstała okładka lipcowego wydania miesięcznika Joy, a także kilka zdjęć ilustrujących wywiad z Karoliną Malinowską.